Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg
69
BLOG

365 dni do godziny zero

Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg Polityka Obserwuj notkę 1

Do pierwszej polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej (RUE) pozostało dokładnie 365 dni. Przygotowania idą pełną parą, a plany przedstawione przez premiera Donalda Tuska w czasie ostatniej wizyty w Brukseli zostały dobrze ocenione. Zdziwienie budzi jedynie budżet. Chcemy błysnąć na europejskim firmamencie za mniej niż... Belgia, która, przejmując dzisiaj stery Unii, otwarcie mówi zaledwie o ich “podtrzymaniu”, i to w planie absolutnego minimum. Po przyspieszonych czerwcowych wyborach nie wyłoniono w Belgii jeszcze nowego rządu, a rząd tymczasowy chce jedynie przebrnąć przez tę zupełnie nietypową sytuację, deklarując bardzo skromne europejskie przewodnictwo do końca 2010 roku.

Taktyka belgijskiego rządu nie powinna nikogo dziwić, współzałożyciele Wspólnoty mają dziś dużo poważniejsze problemy niż prezydencja w Radzie i, co za tym idzie, konieczność kształtowania unijnej agendy. Trwają właśnie negocjacje w sprawie utworzenia nowego rządu i mało kto zastanawia się, czy 12-ta prezydencja Belgii nad UE przejdzie do historii… Ambicje urzędującego gabinetu - na czele z premierem Yves Letermem - temperuje także fakt, że głównym rozgrywającym w Radzie jest jej przewodniczący - były premier Belgii - Herman Van Rompuy. Dlatego też, jak pośrednio przyznał Leterme, lepiej dać mu większą swobodę, niż ścigać się na pomysły. Na swoje "5 minut nad UE" Belgia przygotowała budżet z ok. 118 mln euro, co daje 11 euro na 1 obywatela.

Dla porównania - polski budżet wyniesie ok. 100 mln euro (informacja pochodzi z MSZ), a według początkowych szacunków miało to być jeszcze mniej, bo 80 mln (dane z listopada 2008 r.). Rozbieżność danych świadczy albo o nadmiernym optymizmie na początku przygotowań, albo o celowym zaniżaniu kosztów, bowiem prezydencji nie da się zorganizować za mniej niż 80 mln euro (średni koszt wg francuskiego trybunału obrachunkowego). W ramach prezydencji trzeba m.in. zaaranżować 150 spotkań wysokiego szczebla, konferencji i debat, dofinansować policję i anty-terrorystów na polskie "szczyty" czy podremontować budynki Sejmu i Senatu. Na realizację ambitnego programu dla Unii to może być za mało. Dlaczego?

Ostatnia "wielka" prezydencja w UE, od pierwszego dnia hiperaktywna i bogata merytorycznie, miała miejsce w drugiej połowie 2008 r., kiedy stery Unii trzymała Francja. Paryż wydał wtedy 170 mln euro, czyli prawie 1 mln euro dziennie! Polska, której ambicje sięgają wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego, bardziej dynamicznego rozwoju Partnerstwa Wschodniego i ożywienia rozmów nt. wspólnego systemu obrony w UE, powinna też wziąć francuskie doświadczenia pod uwagę i wypracować rozsądny kompromis. Tak, by z jednej strony uniknąć niedofinansowania, a z drugiej - kosztownych wpadek, jak np. francuski zakup czerwonego dywanu dla oficjeli za…100 tys. euro. Warto mieć to na uwadze, nasz debiut już za 365 dni.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,
Lidia Geringer de Oedenberg

PS. Inne ciekawostki z zaplecza polskiej prezydencji:
* 1500 - tyle osób będzie pracować przy prezydencji, wliczając 35 osób z samego MSZ. Resztę będą stanowić urzędnicy z innych resortów i instytucji rządowych;
* maj/czerwiec 2011 r. - wtedy zostanie zaprezentowane oficjalne logo prezydencji;
* 14,3 mln zł - tyle będzie nas kosztowało... "sprzątanie" po prezydencji, czyli działania przewidziane na 2012 r.;
* 11 zł - tyle będzie nas kosztowała prezydencja w przeliczeniu na 1 obywatela, czyli cztery razy mniej niż w obecnej prezydencji na jednego Belga.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka