Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg
466
BLOG

Niewidzialni za 430 mln

Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg Polityka Obserwuj notkę 3

Za niespełna 9 miesięcy urodzi się pierwsza polska prezydencja w UE i chociaż wiele wskazuje na to, że poród może przebiec bez większych organizacyjnych komplikacji, to istnieje ryzyko, że mało kto w UE zauważy przyjście na świat polskiego dziecka.

Na papierze przygotowania do przewodnictwa wyglądają dobrze. W lipcu br. rząd Donalda Tuska przyjął wstępny program działań, zatwierdzono przyzwoity budżet (430 mln zł) na organizację spotkań i konferencji, polskie miasta już liczą zyski, jakie staną się ich udziałem dzięki rozmaitym imprezom organizowanym w Polsce w drugiej połowie 2011 r. (np. Europejski Kongres Kultury we Wrocławiu). Na stanowisku pełnomocnika rządu ds. polskiej prezydencji zatrzymano nawet Mikołaja Dowgielewicza, którego oddelegowano do dalszego "dekorowania dziecięcego pokoju" - mimo że miał poważne szanse na objęcie stanowiska zastępcy szefowej unijnej dyplomacji, Catherine Ashton *.

Tymczasem, po wejściu w życie Traktatu z Lizbony w grudniu 2009 r., ośrodek decyzyjny w UE "ucieka" od Prezydencji - systematycznie przesuwając się w kierunku Komisji Europejskiej i Hermana Van Rompuya - szefa Rady Europejskiej. Tam rodzą się ogólne idee i reakcje Unii na bieżące wydarzenia. Na dowód weźmy dwa "gorące" tematy, co do których nie było żadnej reakcji ze strony, sprawującej obecnie prezydencję Belgii:

1) Wysiedlenia Romów z Francji - praktycznie przemilczane przez belgijską prezydencję, z poziomu UE komentowane głównie ustami Viviane Reding, komisarz ds. sprawiedliwości w ekipie Jose Manuela Barroso. Energiczna pani komisarz broniła honoru UE, występując ostro przeciwko polityce prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego. To jej głos wychwyciły światowe media, wraz z nieco cichszym akompaniamentem Barroso.

2) Propozycje reform budżetowych - wychodzą w ostatnim czasie albo od Van Rompuya albo od Komisji, gdzie dobrą robotę wykonuje m.in. Janusz Lewandowski, komisarz ds. budżetu. Szef Rady - w ramach specjalnego zespołu ds. gospodarczego zarządzania - zaproponował odważny zestaw quasi-automatycznych sankcji dla państw z nadmiernym deficytem i długiem publicznym (rzecz nie do pomyślenia w UE jeszcze kilka lat temu). Janusz Lewandowski zaś otworzył trudną debatę na temat kształtu unijnego budżetu, kwestionując nawet brytyjski rabat (szerzej o sprawie pisałam: http://2009.salon24.pl/229366,polska-doplaca-do-brytyjskiej-skladki) i wysuwając pomysł podatku od transakcji bankowych w UE.

Dziś trudno wyobrazić sobie prezydencję na miarę francuskiej - z drugiej połowy 2008 r., kiedy to Paryż wydawał dziennie na ten cel 1 mln euro, a prezydent Sarkozy dwoił się i troił, był "wszędzie" i brylował w roli "unijnego prezydenta". Nie ten czas, nie te (traktatowe) realia. Traktat z Lizbony powołał do życia dwa podmioty, które z jednej strony są zbyt słabe, aby od razu przejąć stery Unii i zmarginalizować Komisję i krajowe rządy, a z drugiej strony skutecznie krzyżują plany państwom obejmującym półroczne przewodnictwo w UE. Mowa o stałym przewodniczącym Rady Europejskiej - tę funkcję sprawuje obecnie Herman Van Rompuy oraz Wysokiej Przedstawicielce ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa - Catherine Ashton. Po roku urzędowania obydwoje dopiero łapią wiatr w żagle, natomiast rola Ashton może wzrosnąć jeszcze bardziej - kosztem prezydencji - po uruchomieniu w grudniu br. Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych, tj. unijnej dyplomacji. Do tego dochodzą jeszcze niemałe ambicje Barroso.

Tę diagnozę potwierdza prof. Alan Mayhew z University of Sussex (wieloletni doradca polskich rządów i Komisji Europejskiej), wskazując jednocześnie furtkę dla Polski: - "Mam wrażenie, że w przyszłości siła prezydencji w UE będzie zależeć od tego, czy dana ekipa będzie miała ambitny zamiar rozwiązania pewnych problemów, czy po prostu będzie chciała skutecznie zarządzać. Wydaje mi się, że Hiszpanie i Belgowie skoncentrowali się na tym drugim. Nie ma przeszkód, by polska prezydencja opracowała wspólnie z Węgrami [przewodzą RUE w pierwszej połowie 2011 r. - przyp. autora] solidny program, który skonsultuje następnie z przewodniczącym Rady Europejskiej i Wysoką Przedstawicielką".

Wnioskując po zapowiedziach pełnomocnika Dowgielewicza, Warszawa mierzy wysoko. We wstępnej agendzie prezydencji polskie władze umieściły m.in.: prace nad perspektywą finansową 2014-2020, rozwój Partnerstwa Wschodniego (autorskiego projektu Polski i Szwecji), wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego UE oraz wspólnej polityki obronnej. Pytanie brzmi, na ile wystarczy nam samozaparcia i europolitycznego doświadczenia i sprytu w forsowaniu priorytetów, a na ile pochłonie nas sama logistyka - połączona dodatkowo z prawie pewnymi wyborami parlamentarnymi jesienią 2011 r.

Obecnie jesteśmy bliżej wariantu hiszpańsko-belgijskiego niż francuskiego. Barroso i jego drużyna komisarzy nie ustają w proponowaniu (i realizacji) nowych polityk, Van Rompuy zagospodarowuje dla swojego urzędu każdy wolny odcinek (koncentrując się na aspektach gospodarczych), a Ashton kończy budować nową strukturę, jeżdżąc po świecie i publikując opinie na międzynarodowe tematy (ergo, odbierając chleb prezydencji). W tych okolicznościach dla debiutującej polskiej prezydencji zostało już niewiele miejsca. Jeżeli premier Donald Tusk chce ugrać więcej, czeka go trudne zadanie: dopilnowanie realizacji ww. priorytetów, niedopuszczenie do tego, by wykoleiły je krajowe wybory (lub inne nieprzewidziane zdarzenia) oraz przekonanie do nich najważniejszych aktorów w Brukseli, o czym na razie zdaje się zapominać. Bez pomocy tych akuszerów nikt nie zauważy polskiego dziecka.

Z Parlamentu Europejskiego z Brukseli,
Lidia Geringer de Oedenberg

* oficjalnie, Mikołaj Dowgielewicz wciąż ma szansę na posadę w Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych. Nieoficjalnie, przegrał on rywalizację z Maciejem Popowskim - szefem gabinetu przewodniczącego Parlamentu Europejskiego - Jerzego Buzka. Nominacje mają być ogłoszone wkrótce.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka