Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg
1209
BLOG

Unijny dżem z krzywej marchewki

Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg Polityka Obserwuj notkę 17

Unia Europejska często jest krytykowana za żółwie tempo działania oraz brak efektywności stanowionego prawa. Nowe przepisy w kluczowych obszarach faktycznie powstają wolno i dla nie wdrożonych w sprawę - nierzadko stają się obiektem żartów. Czynnikiem powodującym powstawanie pozornie absurdalnych przepisów jest przede wszystkim ochrona wspólnego rynku, wzmocniona dodatkowo poszanowaniem praw konsumenta.

Za przykłady niech posłużą słynne już zapisy uznające marchewkę za owoc, dotyczące krzywizny ogórka czy wygięcia banana. Uzasadnienie tych przepisów jest prostsze niż mogłoby się wydawać.

Marchewka stała się owocem- według przepisów UE (Dyrektywa 2001/113) – na skutek kompromisu francusko-portugalskiego przy określaniu definicji dżemu. Tradycyjny dżem portugalski wyrabia się bowiem z marchewki, tymczasem w trakcie negocjacji Francuzi skłonni byli zgodzić się jedynie na definicję dżemu,jako produktu powstałego z owoców. Podobnie było z definicją wina - by konsument wiedział, iż to produkt z winogron, a nie z jakichkolwiek sfermentowanych odpadków oraz wódki, której nie można już robić z... podrobów (Rozporządzenie 110/2008).

Czarny PR dotknął również "przepisów ogórkowych".Otóż, jeżeli ogórki polewa się wodą, ulegają one znacznemu wygięciu, na końcówkach osadza się woda, przez co zyskują na wadze. Aby konsument nie płacił za tę dodatkową wodę - powstał zapis (Rozporządzenie 1677/88), by ogórki z większym (niż dopuszczalne) wygięciem uznać za produkty drugiej kategorii.

Wreszcie słynny przykład z krzywizną banana. Idealnie wykrzywiony banan (wg Rozporządzenia 2257/94) rośnie właściwie tylko w Unii, a konkretnie na Wyspach Kanaryjskich czy departamentach zamorskich Francji. Pochodząca stamtąd odmiana cieszy się bowiem nie tylko sporymi eurodotacjami, ale dzięki odpowiednim zapisom ma pierwszeństwo na wspólnym rynku. Inne banany, jako “zdeformowane”, napotykają zatem na utrudniony wstęp do unijnych sklepów.

Pozornie dziwne zapisy to tylko margines tworzonego prawa wspólnotowego. Przez ostatnie dwa dziesięciolecia zmienił się nie tylko wizerunek Unii, ale i oczekiwania wobec niej.Jeszcze na początku lat 90. nie istniały pojęcia "obywatelstwa unijnego" ani wspólnej waluty euro. Unia nie posiadała nawet osobowości prawnej. Nie wiadomo było, jak instytucjonalnie określić ten europejski twór. Nie była to ani organizacja międzynarodowa, ani federacja czy też konfederacja. W starych podręcznikach, wydawanych przed wejściem w życie Traktatu lizbońskiego, określano ją mianem organizacji "sui generis".
 

Obecnie Unia Europejska dla przeciętnego obywatela oznacza przede wszystkim możliwość swobodnego podróżowania oraz podejmowania nauki lub pracy w innych krajach członkowskich. Coraz więcej Polaków docenia uczestnictwo naszego kraju w europejskiej rodzinie. Aż 77% naszych rodaków twierdzi, że wejście do Unii było dla nas korzystne.  

Zarzucając Unii żółwie tempo zmian, dobrze jest przypomnieć sobie bajkę o żółwiu i zającu - oraz jej finał. Osobiście cieszę się, że ten "europejski żółw" jest wyjątkowo mądry i rozważny, oby był też długowieczny…

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,
Lidia Geringer de Oedenberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka