Parlament Europejski w Strasburgu. Jeden dzień, dwa oblicza. Fot.: European Parliament
Parlament Europejski w Strasburgu. Jeden dzień, dwa oblicza. Fot.: European Parliament
Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg
707
BLOG

2 w 1, czyli mniej Strasburga

Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg Polityka Obserwuj notkę 10

Piętnaście milionów euro, kilka tysięcy rezerwacji w alzackich hotelach i restauracjach, a także setki biletów lotniczych - taką wartość ma pojedyncza poprawka do kalendarza prac Parlamentu Europejskiego.

Na wczorajszym (9.03.2011) głosowaniu w PE w Strasburgu przekonali się o tym posłowie z Francji i inni zwolennicy organizowania comiesięcznych sesji plenarnych w Alzacji. Poprawka zgłoszona przez Ashleya Foxa, brytyjskiego posła z eurosceptycznej grupy  Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (gdzie zasiada PiS), niespodziewanie uzyskała wymaganą większość i przeszła stosunkiem 357 głosów do 253 (40 osób wstrzymało się od głosu).

W Traktacie jest zapis wymagający organizowania comiesięcznych sesji plenarnych w Strasburgu, ma ich być 12. Ponieważ w sierpniu jest przerwa wakacyjna przyjęło się, że tę sesję "odrabiamy" jeżdżąc dwa razy we wrześniu do Strasburga. Pomysł Foxa polegał na tym, aby odrobić tę "zaległość" dzieląc jeden tydzień na dwie 2-dniowe sesje. Z uwagi na to, że we wrześniu jest bardzo dużo pracy po wakacjach - zaproponował - by eksperyment przeprowadzić w październiku. Poprawka przeszła i w konsekwencji w latach 2012-13 dwie sesje zostaną skumulowane w jednym październikowym tygodniu. Co zadecydowało o sukcesie posła Foxa w Parlamencie, w którym Francuzi i ich sojusznicy na co dzień pilnie strzegą statusu Strasburga i jego powojennej symboliki?

Kluczowe okazały się dwa elementy. Po pierwsze, zamiast drążyć temat sensu jazdy do Strasburga (uregulowanej w traktacie lizbońskim) -  skoncentrował się (na razie) na długości sesji. W Traktacie nie jest napisane, ile powinna trwać jedna sesja. Przyjęło się, że trwa tydzień, ale większość polityków przyjeżdża do Strasburga w poniedziałek wieczorem i zostaje tylko do czwartkowego poranka. Trudno zatem mówić o "tygodniu pracy" i tu rozumowanie posła Foxa ma pewną logikę czyli 2 + 2 = 7. W jednym tygodniu można zorganizować de facto nie tylko dwie sesje, idąc tym tropem wkrótce możemy też uznać, że i 12 się zmieści. Przecież oficjalnie otworzyć i zamknąć obrady można praktycznie co debatę i tym samym spełnić traktatowe zapisy.

Po drugie - głosowanie było tajne - w przeciwieństwie do większości głosowań w PE, które łatwo przeanalizować pod kątem konkretnych nazwisk i partii. W warunkach anonimowości eurodeputowani zagłosowali zgodnie ze swoimi przekonaniami, nie obawiając się reakcji ze strony: francuskich kolegów, mediów, ale przede wszystkim szefów największych grup politycznych w Parlamencie (EPP, S&D, ALDE). Ci ostatni byli zresztą wyraźnie zaskoczeni przebiegiem głosowania.

Prawdziwe znaczenie wczorajszej potyczki o Strasburg poznamy dopiero za jakiś czas. Podobnych prób było już wiele. Nieudanych. Może się zatem okazać, że zwycięstwo posła Foxa było iluzoryczne.
 

Laurent Wauquiez, minister ds. europejskich Francji już zagroził Parlamentowi  procesem w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości, określając inicjatywę posła Foxa mianem "zdradzieckiego ciosu" ("coup de canif") i uznając za sprzeczną z prawem. Faktem jest, że mimo teoretycznie 3 siedzib Parlamentu (Bruksela , Strasburg i Luksemburg) w Traktacie miejscem dla sesji plenarnych jest TYLKO Strasburg. Na jakąkolwiek zmianę muszą się zgodzić wszystkie państwa członkowskie, niektóre nawet w drodze referendum (np. Irlandia). Kwestią sporną jest natomiast długość trwania jednej sesji... 

Sprawa na 100% trafi do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. I ciekawe czy na werdykt sędziów wpłynie to, że tam mieści się  jeszcze jedna, trzecia siedziba Parlamentu Europejskiego...?

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego w Strasburgu,

Lidia Geringer de Oedenberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka