Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg
1831
BLOG

Mądry Niemiec po szkodzie

Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg Polityka Obserwuj notkę 52

Otwierając, jako dwa ostatnie “stare” kraje swoje rynki pracy, mocno przestraszone Austria i Niemcy przeżyły pierwsze dni maja - jak się okazało - bez nagłego zalewu długo wstrzymywanych pracowników z "nowych" państw członkowskich.

W 2004 r. Wielka Brytania, Irlandia i Szwecja, a po nich w następnych latach kolejne państwa, sukcesywnie znosiły blokady na swoje rynki pracy. Nasi sąsiedzi wykorzystali maksymalny 7-letni okres “ochronny” i teraz tego żałują…

Najpierw trochę eurostatystyk:
Po siedmiu latach od wielkiego rozszerzenia z 2004 r. miejsce zamieszkania w UE zmieniło w sumie ok. 2,3 mln obywateli z nowych państw członkowskich. To wbrew pozorom wcale nie tak dużo - zważywszy, że w tym samym czasie przybyło Unii aż 19 mln mieszkańców spoza Wspólnoty. 

Najwięcej wyjazdów zarobkowych odnotowano z Polski i Litwy, najmniej z Węgier i Czech.

Jak podaje brytyjski National Institute of Economic and Social Research, dzięki natychmiastowemu otwarciu rynku pracy, PKB Wielkiej Brytanii zyskał w latach 2004-09 ok. 5 mld funtów. Mało? "Gazeta Wyborcza" zauważa, że mniej więcej tyle wyniosła składka Wielkiej Brytanii do budżetu UE w 2007 r. Tenże instytut wylicza, że PKB Niemiec w latach 2004-09 byłby wyższy od 0,1% do 0,5%, gdyby Berlin poszedł śladem Londynu i nie wykorzystał okresu przejściowego. W zgodnej opinii ekspertów, efektywniej przebiegałyby prace np. w sektorze rolniczym, których Niemcy nie podejmują lub w których są mniej wydajni od Polaków (http://wyborcza.pl/1,75248,9526053,Co_dostal_Londyn_od_nowych_panstw_UE.html)

"Der Spiegel" stawia sprawę jasno. Niemcy straciły na przeciąganiu otwarcia rynku pracy - nie tylko tanich i rzetelnych pracowników w rolnictwie i budownictwie, ale również polskich informatyków oraz inżynierów. Ci pracują już na dobre w Wielkiej Brytanii lub zostali w kraju, gdzie mogą liczyć na przyzwoite wynagrodzenie, zniechęcające do wyjazdu na zachód. W tej sytuacji nie uda się przyciągnąć pracowników, których Niemcy naprawdę potrzebują. "Wątpliwości, ufundowane na strachu przed negatywnymi konsekwencjami dla niemieckiego rynku pracy, okazały się ogromnym błędem" - mówi Klaus Zimmermann, kierownik Institute for the Study of Labor (http://www.spiegel.de/international/europe/0,1518,759325,00.html)

"Problem polega na tym, że otwieramy rynek pracy jako ostatni w UE" - mówi Adreas Röhm z niemieckiej firmy rekrutacyjnej Sirius Consulting. "Wielu pracowników znalazło już zajęcie w innym państwie. Możemy jedynie mieć nadzieję na to, że przejmiemy "najlepszych z pozostałych" (http://www.ft.com/cms/s/0/0443b438-7272-11e0-96bf-0144feabdc0.html#axzz1L2Dh8H3A)
 
Czyżby tym razem "mądry Niemiec po szkodzie"? 

Skala zjawiska migracji zarobkowej będzie obecnie bez porównania mniejsza, niż miałoby to miejsce 7 lat temu. Według szacunków Komisji Europejskiej, po otwarciu rynku pracy Niemcy okażą się atrakcyjni dla zaledwie ok. 100 tysięcy pracowników (rocznie) – łącznie, ze wszystkich “nowych” państw UE.

Strach zatem miał wielkie oczy, a Niemcy i Austriacy nie powinny ani wiele stracić (ograniczony napływ taniej siły roboczej), ani też wiele zyskać (ograniczona "atrakcyjność" pracy dla specjalistów). Zyskują za to Polacy i obywatele 9 "nowych" państw, m.in.: większy wybór miejsca pracy; mniej formalności do załatwienia w Niemczech i Austrii; a także  wyższe płace w kraju, również w zagranicznych - niemieckich - firmach zatrudniających specjalistów.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,

Lidia Geringer de Oedenberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka