Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg
948
BLOG

Unia skąpców na pokaz

Lidia Geringer de Oedenberg Lidia Geringer de Oedenberg Polityka Obserwuj notkę 20

Pod koniec tygodnia poznamy kolejny ruch w unijnej rozgrywce budżetowej.

Na brukselskim szczycie przewidzianym na 7-8 lutego karty odkryją najwięksi gracze z klubu „płatników netto”, którzy nieformalnie układali się ze sobą przez ponad dwa miesiące, jakie upłynęły od listopadowej, pierwszej przymiarki budżetowej na lata do 2014-2020 (o sprawie pisałam http://lgeringer.natemat.pl/43939,batalia-o-siedmiolatke-budzetowa-czyli-jak-ustawic-zwrotnice-rozwoju-ue ).

Wydaje się, że tym razem rozmowy będą łatwiejsze.

Po pierwsze, udało się rozwiązać bieżące problemy związane z deficytem budżetu w 2012 r. Co ciekawe, zasadą unijnego budżetu jest brak jakiegokolwiek deficytu...
Skąd zatem się wziął, skoro do spłaty zobowiązań w ub. roku brakowało 9 mld euro! Kłopoty zaczęły się już w 2011 r. kiedy Rada i Parlament nie dostrzegły, iż przegłosowały niewystarczające środki do wcześniej zaakceptowanych planów. Aby sytuacji zaradzić  – zastosowano „ucieczkę do przodu” - sięgnięto po pieniądze z następnego budżetu na 2012 r. Nic zatem dziwnego, że w ostatnim kwartale ub.roku kasa świeciła pustkami i zabrakło funduszy np. na program Erasmus. Rozdźwięk budżetowy wziął się z nagłych decyzji Rady, która potrafiła “od tak” zmienić kwoty zaproponowane we wstępnym projekcie budżetu, zastępując je nieco „pod publiczkę” - znacznie mniejszymi. Ponieważ za liczbami stały konkretne programy : dla studentów, naukowców, miast, regionów, przedsiębiorstw itp. - zrobił się deficyt. “Dziurę“ udało się załatać częściowo już w 2012 r. - 6 mld dodatkowych środków, kolejne 3 mld wpłyną w 2013 r.

Po drugie, zeszło już trochę pary z nabuzowanych krajowymi kłopotami polityków. Swój historyczny speech o reformie i odchudzaniu Unii (w kontekście brytyjskiego referendum) wygłosił nie doczekawszy do lutowego szczytu – premier David Cameron. Kanclerz Angela Merkel uspokoiła sytuację podkreślając, że Unia potrzebuje stabilności i dalszej integracji, a tego nieprzemyślanymi oszczędnościami raczej się nie osiągnie. Także prezydent Francois Hollande zorientował się już, że tylko „pod pachę” z  Niemcami, Francja może rozdawać unijne karty. Ponadto wszyscy byli wcześniej świadomi, że w tej grze - kompromisu nie osiąga się w pierwszej rozgrywce.
 
Komisarz d/s budżetu Janusz Lewandowski jest przez zbliżającym się szczytem - dobrej myśli i przewiduje, że nowa “siedmiolatka” zmierza już do finału. Tu,  niestety nie podzielam jego optymizmu. Zarówno Rada jak i Komisja Europejska chyba zapomniały w tych negocjacjach o nowych prerogatywach Europarlamentu. Umknęło ich uwadze, że po raz pierwszy negocjacje wieloletniego budżetu prowadzone są według zupełnie innych reguł narzuconych Traktatem Lizbońskim, zgodnie z którymi Parlament powinien być stroną w negocjacjach... A nie jest. Jak dotąd nie było żadnych formalnych konsultacji Rady z Parlamentem. Posłowie uzbrojeni w nowe narzędzia budżetowe nie zamierzają odpuścić i jeśli nasza wcześniejsza propozycja budżetu na 2014-2020 nie zostanie uwzględniona (na co się na razie nie zanosi) – najprawdopodobniej będzie z naszej strony - weto.

Trzeba pamiętać, że budżet UE to nie są pieniądze dla “Brukseli”.  94% środków trafia z powrotem do państw członkowskich, w dopłatach bezpośrednich albo w postaci zakupu ich towarów czy usług. Z każdego unijnego 1 euro wydanego w “nowych” krajach UE - “stare” kraje uzyskują  średnio 61 eurocentów dochodu z dodatkowego eksportu.
W Polsce z każdego wspólnotowego euro - 89 eurocentów trafia do niemieckich firm, będących najczęstszymi wykonawcami różnych projektów w naszym kraju. Dla Niemiec globalnie oznacza to powrót do ich gospodarki nawet do 1,25 euro.
Cięcia w unijnym budżecie zatem to nie są oszczędności, tylko podcinanie gałęzi rozwoju regionów.

Premier Cameron radził też by odchudzić brukselską administrację. Przypomnę, że o jej obecnym kształcie zdecydowały państwa członkowskie, a nie “Bruksela”. Eurourzędnicy kosztują 6 % unijnego budżetu. Wg danych Eurostatu z 2011 r. w strukturach unijnych pracowało łącznie 55 tys. urzędników. Czy to dużo? Jak jest gdzie indziej ? Przykładowo :

Łotwa z populacją 2.200.000 obywateli ma 184 tys. urzędników.
W Birmingham liczącym 1 036 900 mieszkańców jest 60 tys. urzędników.
W Paryżu z 2 257 981 mieszkańcami jest ich 50. tys.
W Helsinkach na 601 035 mieszkańców przypada 40. tys. urzędników.
Ilu zatem powinno być urzędników na 500 mln euroobywateli ?

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka